Pobierz
najnowszy numer

Newsletter

Zapisz się do naszego Newslettera, aby otrzymywać informacje o nowościach z branży!

Jesteś tutaj

P2P w świetle prawa autorskiego

Printer Friendly and PDF

lead

Jeżeli najczęściej oglądacie hity kinowe przed ich polską premierą; jeśli Wasza dyskografia jest niezwykle bogata, mimo że dawno nie kupiliście płyty ulubionego wykonawcy; jeśli kopiujecie cudze teksty do własnej twórczości lub udostępniacie w Internecie pliki muzyczne – to przeczytajcie ten artykuł, bo nieznajomość prawa autorskiego może okazać się… bardzo kosztowna. Ale po kolei…

Przede wszystkim należy obalić mit, że to, co opublikowane w Internecie, możemy swobodnie kopiować, przedrukowywać czy też przerabiać i modyfikować. Jeśli nawet autor wyraził zgodę na rozpowszechnianie w sieci artykułów, fotografii lub filmów, nie oznacza to jego zgody ani na kopiowanie, ani na jakiekolwiek korzystanie z tych utworów poza zakresem tzw. „dozwolonego użytku”.

Należy bowiem podkreślić, że to autor lub inna osoba uprawniona (np. wydawca) decyduje o rozpowszechnianiu utworu (np. artykułu czy fotografii). Działania polegające na wykorzystywaniu lub opracowywaniu cudzej twórczości bez zgody podmiotu uprawnionego i poza zakresem dozwolonego użytku należy kwalifikować jako naruszenie prawa autorskiego. Pamiętajmy: prawo autorskie w sieci niczym nie różni się od prawa autorskiego w świecie realnym. Jest to niezwykle istotne, gdyż w dobie globalnej wioski coraz więcej utworów znajduje się w cyberprzestrzeni i coraz częściej dochodzi do różnego rodzaju „kradzieży intelektualnych” w Internecie.

W XX wieku nastąpił szybki rozwój nowych technologii: powstał standard MP3, format DivX, a w końcu zaczęły funkcjonować internetowe sieci wymiany plików peer-to-peer (P2P). Początek XXI wieku to eksplozja komunikacji sieciowej i rewolucja w przepływie informacji. Zaczęto coraz częściej stosować programy typu eMule czy Torrent. Systemy te służą do wymiany plików pomiędzy użytkownikami za pomocą łączy internetowych. Owej wymianie podlegają utwory, czyli dobra chronione przez prawo autorskie. Z technicznego punktu widzenia sprawa wygląda następująco: każdy włączający się do tego rodzaju wymiany użytkownik musi zainstalować na swoim komputerze oprogramowanie, które umożliwia pobieranie danych z udostępnionej części twardego dysku innego użytkownika P2P. Oznacza to, że aby uzyskać poszukiwane pliki, należy uruchomić program typu P2P. Tym samym dana osoba nie tylko pobiera utwór z Internetu (ze zbiorów znajdujących się na komputerach innych użytkowników), ale równocześnie wprowadza do obiegu internetowego inne utwory1. Czy takie działanie jest legalne? Oto jest pytanie!

Osoby korzystające z tego typu programów powołują się na tzw. dozwolony użytek prywatny. Warto wobec tego przyjrzeć się bliżej pojęciu dozwolonego użytku. Zgodnie z art. 23 Ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych „wolno nieodpłatnie korzystać z już rozpowszechnionego utworu w zakresie własnego użytku osobistego (…). Zakres własnego użytku osobistego obejmuje krąg osób pozostających w związku osobistym, w szczególności pokrewieństwa, powinowactwa lub stosunku towarzyskiego”.

O ile więc samo pobieranie plików z Internetu nie musi rodzić odpowiedzialności cywilnej czy karnej, o tyle w przypadku pobierania i jednoczesnego udostępniania tych plików innym użytkownikom możemy mówić o przekroczeniu granic dozwolonego użytku prywatnego. Co więcej, nawet jeśli „ściągający” zablokuje dostęp do zasobów na własnym dysku, to już w czasie „ściągania” danego pliku w systemie P2P dochodzi do udostępniania „ściągniętych” dotychczas pakietów – plików z fragmentami tego utworu. Niektórzy przedstawiciele doktryny próbują argumentować, że marginesowy charakter takiego udostępniania jako pochodna technicznych właściwości systemu może świadczyć na korzyść „ściągającego”2. Podkreślić jednak należy, że jest to w zasadzie jedyny argument, którym ów „ściągający” może się bronić.

Niektórzy prawnicy idą jeszcze dalej i kwestionują w ogóle legalność samego „ściągania” plików. Podkreślają bowiem, że korzystanie z dozwolonego użytku prywatnego dotyczy tylko utworów rozpowszechnionych. Zgodnie zaś z definicją ustawową utworem rozpowszechnionym jest utwór, który został udostępniony za zgodą twórcy. Skoro twórca nie wyraził zgody na rozpowszechnienie w Internecie, „ściągający” nie może powoływać się na dozwolony użytek prywatny. Tutaj jednak zaczynają się rozbieżności w interpretacji prawa – część bowiem „liberalnych” prawników podkreśla, że osoba, która np. „ściąga” plik lub ogląda filmy na YouTube, nie musi sprawdzać, czy twórca wyraził zgodę na rozpowszechnienie w Internecie.

Jak wskazują J. Barta i R. Markiewicz, w przypadku utworów rozpowszechnianych w Internecie nie ma normatywnego uzasadnienia dla ograniczania zakresu użytku osobistego i uzależniania jego legalności od tego, czy utwór był rozpowszechniony zgodnie z prawem, skoro taki warunek nie jest stawiany w przypadku utworów rozpowszechnionych w inny sposób.

W odniesieniu do dozwolonego użytku trzeba również pamiętać, że zgodnie z art. 35 Ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych: „Dozwolony użytek nie może naruszać normalnego korzystania z utworu lub godzić w słuszne interesy twórcy”. Często podkreśla się, że wykorzystywanie i udostępnianie np. plików muzycznych lub filmów godzi w interesy np. producenta i aktorów. Producent filmu inwestuje środki finansowe, by poprzez system licencji uzyskać zwrot nakładów i osiągnąć zysk. Tymczasem rozpowszechnianie filmu przed jego premierą kinową w Polsce, a tym bardziej pojawieniem się w sklepach na płytach DVD, niewątpliwie godzi w słuszne interesy podmiotu uprawnionego z tytułu majątkowych praw autorskich.

Należy zaznaczyć, że w przypadku filmów stanowiących utwory audiowizualne może być wiele podmiotów uprawnionych z tytułu autorskich praw majątkowych i praw pokrewnych. Wystarczy wspomnieć, że współtwórcy utworu audiowizualnego i jego wykonawcy (aktorzy) są uprawnieni do wynagrodzenia za określone w przepisie formy eksploatacji utworu audiowizualnego, niezależnie od przysługujących im majątkowych praw autorskich do utworu. Niewątpliwie zatem ich interesy są naruszane w przypadku rozpowszechniania utworu poza oficjalną drogą dystrybucji. Jeżeli chodzi o kwestię przekroczenia dozwolonego użytku osobistego, to ustawa wyraźnie stanowi: „Zakres własnego użytku osobistego obejmuje krąg osób pozostających w związku osobistym, w szczególności pokrewieństwa, powinowactwa lub stosunku towarzyskiego”. Udostępnianie plików muzycznych czy filmów w systemie P2P wykracza poza zakres tzw. „stosunku towarzyskiego”. Jak zauważa H. Szymański, użytkownik w systemie P2P nie ma technicznej możliwości kontrolowania, kto pobiera plik, a zatem należy przyjąć, że udostępnia dany plik nieokreślonej grupie odbiorców3.

Pamiętajmy jeszcze o jednej bardzo istotnej rzeczy. Naruszenie prawa autorskiego wiąże się nie tylko z odpowiedzialnością cywilną (i koniecznością np. zapłaty potrójnego wynagrodzenia, gdy naruszenie jest zawinione). Bardziej dotkliwa może okazać się odpowiedzialność karna. Zgodnie bowiem z prawem autorskim: „Kto bez uprawnienia albo wbrew jego warunkom rozpowszechnia cudzy utwór (…) podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 3” (art. 116). Dodatkowo w razie skazania za ten niecny czyn sąd może orzec „przepadek przedmiotów służących do popełnienia przestępstwa, chociażby nie były własnością sprawcy” (art. 121). Jak zauważa H. Szymański, w tym przypadku wspomnianym przedmiotem jest komputer z oprogramowaniem, a nawet (co może już budzić większe wątpliwości) monitor4.

Jak wskazują J. Barta i R. Markiewicz, w procesie dotyczącym jednej z pionierskich firm w tej branży – w tzw. sprawie Nepstera – sądy amerykańskie uznały użytkowników Internetu korzystających z usług Nepstera za dopuszczających się bezpośredniego naruszenia praw autorskich i wkroczenie w monopol twórcy już poprzez samo oferowanie plików z utworami, jak również „ściąganie” ich i tworzenie trwałych kopii na własnym komputerze. Natomiast co do usługodawcy uznano, że można mu postawić zarzut co najmniej przyczynienia się do naruszenia prawa autorskiego, jako że tego rodzaju usługi polegają z założenia na organizowaniu działalności prowadzącej do naruszeń prawa autorskiego i praw pokrewnych, a użytek naruszający prawo stanowi w zasadzie regułę. Jak zauważają autorzy, przenosząc te rozważania na grunt prawa polskiego: „nie budzi wątpliwości fakt, iż udostępniający plik muzyczny w Internecie do powszechnego «ściągania» narusza prawo autorskie”5.

Podsumowując całość powyższych rozważań, można dojść do następujących wniosków: „ściąganie” plików nie musi rodzić odpowiedzialności cywilnej lub karnej. Natomiast udostępnianie plików bez zgody podmiotu uprawnionego już rodzi taką odpowiedzialność.

Podobnie przedstawia się sprawa innych utworów (czyli przejawów działalności twórczej o indywidualnym charakterze). Samo czytanie artykułów znajdujących się w sieci jest oczywiście dozwolone, podobnie jak ich drukowanie na własny użytek. Jeśli jednak ktoś wykorzysta artykuł poza zakresem dozwolonego użytku, na przykład umieści go na swojej stronie internetowej bez podania informacji o jego autorstwie i źródle lub też zasugeruje, iż jest jego autorem, to naruszy przepisy prawa polskiego, a pewnie i boskiego (patrz: VII przykazanie). Zakres „dozwolonego użytku” jest ściśle określony przez prawo i nie każde nasze działanie w cyberprzestrzeni można będzie uznać za legalne. Warto o tym pamiętać.

Monika Brzozowska
Areta Ochwat

Zabezpieczenia 2/2011

Przypisy:

1. H. Szymański, Zarys problematyki prawnej przetłumaczonych list dialogowych, pobranych z wyspecjalizowanych serwisów internetowych, http://prawo.vagla.pl/node/6216 (stan z 20 lutego 2011 r.).

2. J. Barta, R. Markiewicz, Prawo autorskie, Oficyna a Wolters Kluwer business, Warszawa 2010, s. 347.

3. H. Szymański, op. cit.

4. Ibidem.

5. J. Barta, R. Markiewicz, op. cit., s. 345–346.

Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie tekstów bez zgody redakcji zabronione / Zasady użytkowania strony